Dźwiękczynienie - warsztat modlitwy uwielbienia

Dźwiękczynienie to Uwielbienie

Dźwiękczynienie to inaczej Uwielbianie Boga dźwiękami.

Poniższe zdjęcie łapie ostrość na uwielbiającej Boga Agacie i to jest klucz, a Bóg w tle jakby rozmyty…

ale niekoniecznie.

On nigdy się nie pcha na siłę, daje wolność - całkowitą.

I jest nie tylko obecny ale i widoczny bardzo wyraźnie w… Agacie.


Bo Bóg jest Miłością - a jak inaczej nazwać jej postawę bycia tu i teraz w pełni sobą?!?

Dźwiękczynienie wzięło się z konkretnej decyzji aby czas poświęcić na modlitwę śpiewem co Agata z Dawidem i przyjaciółmi z wrocławskiej Wspólnoty Jednego Ducha robią od wielu lat.

Nie skupiać się tyle na sobie co na Nim.


Być z Nim.

A śpiew ma to do siebie, że pozwala zapomnieć o wszystkim i być tu i teraz:

Dźwiękczynienie, które miałem zaszczyt dokumentować to warsztaty, zakończone Uwielbieniem w czasie i po Eucharystii. Czyli nauka śpiewu, po to aby Uwielbiać wspólnie i to w taki sposób aby inni w koło nie cierpieli za bardzo ;)


Klimat warsztatów DŹwiękczynienia - dzień 1

Pogoda była cudna, długi weekend z Bożym Ciałem, a tylu ludzi chciało spędzić go ucząc się uwielbienia i przez to uwielbiając Boga. I to z radością, bo “…radosnego dawcę miłuje Bóg” 2 Kor 9,7b:

Powyżej pierwsze próby na salce w Redemptorze (Duszpasterstwo Akademicki Redemptor we Wrocławiu), potem krótka przerwa z pizzą i owocami, która znów świetnie oddaje atmosferę i klimat wydarzenia:

Przepiękne, że gdy część uczestników śpiewała to ich znajomi, bliscy przygotowywali jedzenie i miejsce, sprzątali, opiekowali się dziećmi! Zupełnie za darmo, z potrzeby serca! Moment zabawy na zapleczu:

Druga część sobotniego warsztatu miała miejsce w Kościele, ktoś zadbał o oświetlenie, ktoś inny o podesty, śpiewniki, mikofony… i wiele innych drobiazgów. Lubię to zdjęcie, bo ono dobrze oddaje istotę wiary, nie widzę Go bezpośrednio, ale wiem, że jest i mnie kocha:

Tak, On umarł, abym ja mógł żyć. Chce być ze mną - ale tylko jeśli ja chcę. Daje mi pełną wolność i całkowicie mi ufa. JEST ale Go nie widzę. Jedyne co mogę zrobić to kochać, a wszystko dookoła mi o tym przypomina, tak jak ta pusta monstrancja.

Na sobotnią próbę w Kościele przybyli już muzycy:

Klimat wydarzenia był przepełniony radością i to cały czas, nawet dzieciaki miały niezły luz:

Były też momenty skupienia i ciszy, modlitwy wspólnotowej, choć niekoniecznie wszyscy uczestnicy deklarują się jako osoby wierzące. Niektórzy przyszli uczyć się śpiewu i to też jest w porządku!

Sobotni warsztat zakończył się Eucharystią dla chętnych. Właśnie w wolności - kto chciał! Kto miał ochotę. Wolność, otwartość i radość idealnie pasują do opisu Dźwiękczynienia. Zupełnie nie jak w Kościele Katolickim ;)

Dla mnie ta Eucharystia była przepiękna, nie dzięki śpiewowi, czy muzyce, choć te doskonale się komponowały. Ale dlatego, że byli Ci co chcieli być i to się dało odczuć. Nawet fragment psalmu z ks. Tobiasza idealnie pasował:
A teraz rozważcie, co wam uczynił,
i dziękujcie Mu głośno.”

Głośnego dziękowania Panu nie brakowało!

Dzień 2 Dźwiękczynienia

Niedziela była słoneczna. Nocowałem u przyjaciół na drugim końcu Wrocka i dojechałem spóźniony! Pokonał mnie korek do Mostu Zwierzynieckiego… nic by w tym nie było niezwykłego (choć bardzo rzadko się spóźniam na zdjęcia) gdyby nie pewien niuans.

Stojąc w korku (miałem spory zapas, który i tak się stopił) zrozumiałem, że nie zdążę jadąc przepisowo. Studiowałem we Wrocku i znam ten fragment miasta i wiem jak minąć korek w 30 sekund ale niestety nielegalnie. Obserwowałem kierowców i widziałem jak niektórzy wykorzystują ten manewr.

Zaczęło mi rosnąć ciśnienie… nie dość, że się spóźnię to jeszcze stoję przez tych co się pchają na chama w dużej mierze.

I tu się stał mały cud.

Dotarło do mnie, że przecież to warsztat i mogę być chwilę później (a nie ślub na przykład), poza tym przecież wcale nie muszę się napinać tylko ze spokojem posłuchać fajnego audiobooka.

Ta świadomość była uwalniająca, rozluźniłem ciało, wziąłem kilka głębszych oddechów, uśmiechnąłem się sam do siebie i dalej obserwowałem ze spokojem “ryjących się na chama” kierowców.

Po co o tym piszę?

To się łączy wprost z Dźwiękczynieniem - czyli modlitwą. Wielokrotnie zauważyłem, że modląc się, czy to na różańcu, czy uwielbiając śpiewem czy na inne sposoby mam jakby dodatkowy bufor cierpliwości. Co dla choleryka jest sprawą nietypową ;) I tu ewidentnie nie zachowałem się zgodnie z temperamentem… dzięki Ci Boże za tą łaskę!

Na porannej rozśpiewce, Agata klikała za stołem do ping-ponga na komórce (nie wiem w co grała ale ją wciągnęło;), najmłodsza uczestniczka rozwijała talent muzyczny, a atmosfera z poprzedniego dnia dopisywała:

Gdy już udało się wszystko przećwiczyć na salce, mogliśmy wejść do Kościoła:

Na próbie okazało się, że warsztat był nie tylko ze śpiewu ale i tańca uwielbieniowego. Agata tańczyła niemalże jak Król Dawid przed Arką przymierza:

Na Eucharystię kościół zapełnił się wiernymi, przyjechał misjonarz z Białorusi i spotkaliśmy się ze Stwórcą:

A po Mszy Świętej kontynuowaliśmy uwielbienie podczas adoracji Najświętszego Sakramentu:

Każdy w pełnej wolności uwielbiał jak miał ochotę i potrafił, śpiewem, tańcem, jedni wznosili ręce, inni klęczeli i to jest piękne!

Na koniec zrobiliśmy jeszcze zdjęcie ekipy Dźwiękczynienia 2023 we Wrocławiu w dwóch wersjach, poważnej i prawdziwej, prezentuję tą drugą:

Dziękuję Wam Agato, Dawidzie za zaproszenie na Dźwiękczynienie, to była dla mnie czysta radość i przyjemność. Dziękuję wszystkim uczestnikom za klimat i radość i wspólną modlitwę :)